Bez tytułu
Komentarze: 6
Nie cierpie obłudy, fałszu, zakłamania, udawania, obnoszenia się z cierpieniem, tak żeby wszyscy wiedzieli, robienia z siebie pieprzonej męczennicy...
Umarła mama naszego kolegi, wiadomo, nic przyjemnego... jakaś taka dziwna atmosfera w klasie wszystkim się udzieliła. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie koleżanka Anka. Całe pieprzone 7 godzin siedziała, przecierając niby zapłakane oczy, smęcąc, pojękując "o Boże, o Jezu" itp... Nigdy nie była zbyt zżyta z R, jego matki na oczy nie widziała... Roznosi mnie, gdy wysłuchuję po raz dzisiąty jak to wogóle nie mogła się pouczyć na chemię bo cąły wieczór beczała i obudziła się (z żalu...?) o 3 nad ranem... Jak jutro na pogrzebie odstawi taki cyrk, będzie wyć bardziej niż rodzina zmarłej to nie wytrzymam i jej cos powiem...
Qrwa... może ja się nie znam, może jestem zimną suką bez serca, ale dla mnie takie coś nie może być prawdziwe... Gdy ktoś naprawdę cierpi, to nie pokazuje tego całemu światu.
A może się mylę...
Czy można aż tak przejąć się śmiercią mamy kolegi...? Aż tak to przeżywać...
ja płakałam z tego powodu, chociaż tez nie znalam mamy chłopaka... ale to byla troche inna sytuacja i ja płakałam na osobności. A to raczej przez to że myślalam ze to wszsytko przeze mnie. W zerowce umarła mama Mariusza, od pierwszej do trzeciej klasy podstawowki mialam nową klase i tam tez umarła mama kolegi z klasy,
Dodaj komentarz