Szczęśliwa, tyle że z nieco zachwianym...
Komentarze: 5
Jak ja tęsknię do tych chwil, kiedy miałam ich w dupie, nie obchodziło mnie to czy ktoryś z nich się na mnie gapi, czy dobrze wyglądam, czy nie zrobiłam nic głupiego, gdy któryś z nich był w pobliżu. Z drgiej strony tęsknię do tych czasów, gdy miałam jednego z nich tylko dla siebie, gdy wiedziałam, że ktoś był przy mnie, mimo tego, że dzieliło nas 60 km, a widywaliśmy się tylko w soboty i gdy zwiałam dla niego ze szkoły. Czułam, że był tylko mój i że zawsze mogłam się do niego przytulić i pocałowac bez tych całych podchodów itp.
Obecny stan mojego umysłu...? Szczęśliwa jak dotychczas, tyle że z nieco zachwianym wewnętrznym spokojem spowodowanym przez tzw. "pierdolca" na punkcie facetów. Poprostu mam takie okresy, poprzeplatane stanem normalnym, że brak faceta doskwiera mi bardziej niż zwykle. Cały czas o tym myślę i spoglądam tęsknym lub pożądliwym wzrokiem na każdego przystojniaka, który akurat kręci się w okolicy. Zaczęło się od niedzielnej imprezy, najebani chłopcy są przeważnie odważniejsi niż zwykle. Przetańczyłam pół wieczor z kolegą, który mieszka niedaleko. Znamy się od podstawówki, chodziliśmy razem do klasy przez 8 lat. Wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo mi brakuje tego przytulania się przy wolnych kawałkach, czułam jego bliskość, jego dłoń przesuwającą się po moich plecach, jego język na moim uszku... jakie to było przyjemne. Do niczego poza tym nie doszło. Zaprostestowałam, bo wiedziałam że to nie ma sensu, z resztą on nie jest w moim typie. Odprowadził mnie i pocałował w policzek. I teraz jest tak jak dawniej, nic się nie zmieniło i to dobrze bo nie chciałabym tego. Tylko, że takie akcje coś we mnie rozbudzają. Po prostu przypomniałam sobie, jak to jest wtulić się w męskie ramiona, że to jedna z najfajnieszych rzeczy... i teraz świruję, bo za dużo facetów wokół mnie. Za dużo nieosiągalnych facetów.
Lekarstwo...? ...samo przejdzie.
Dodaj komentarz